"Grypy pojawiały się co sezon, ale były to słabe, nieudolne wirusy, które zabierały tylko bardzo starych, bardzo młodych i bardzo chorych. I wtedy nadszedł prawdziwy wirus niczym anioł zemsty, nie do pokonania, drobnoustrój, który zredukował populację upadłego świata o ile? Nikt już wtedy nie prowadził statystyk, ale powiedzmy, moi mili, że o 99,9%. Przeżyła jedna na dwieście pięćdziesiąt, może trzysta osób?"
Epidemia grypy z Rosji przeniosła się do Ameryki. Natychmiastowe objawy, ludzie zarażają się jeden od drugiego w ekspresowym tempie. Grypa błyskawicznie zaraża i wyniszcza wszystko co napotka na swojej drodze.
"Po gwałtownej epidemii nastąpił długi okres szoku. Przez pierwsze lata, jeszcze zanim ludzie zrozumieli, że nie ma miejsca, do którego mogliby się udać i w którym wciąż trwałoby życie, jakie znali, wszyscy podróżowali. W końcu jednak zaczęto osiedlać się gdzie się tylko dało."
Mija piętnaście lat od rozprzestrzenienia się groźnego wirusa. Mała grupa artystów przechadza się po opustoszałym świecie i razem wystawia dzieła Szeksipra oraz gra muzykę dla nielicznych, którym udało się przetrwać epidemię. Z boku ich karawany oraz wytatuowana na ramieniu Kirsten, widnieje kwestia ze "Star Treka": „Samo przetrwanie nie wystarcza”. Kiedy jednak Symfonia dociera do St. Deborah Przy Wodzie, napotyka tam nieobliczalnego proroka, wykopującego puste groby dla tych, którzy odważyli się opuścić jego osadę.
Epidemia grypy zmiotła z powierzchni ziemi tysiące żyć ludzkich. Niewiele - setki, może dziesiątki osób pozostało przy życiu. Jednak nic nie jest już takie same. Ich życie zmieniło się o 180 stopni. Odcięci od internetu, bieżącej wody, elektryczności są skazani tylko na siebie. Pozbawieni wszelkich wygód zostali wystawieni na próbę. Czy uda im się przeżyć? Czy oni jeszcze pasują do tego świata? Przecież wszystko zostało zrujnowane!
Akcja książki rozgrywa się na przestrzeni wielu lat. Skupia się na relacjach, uczuciach, emocjach. Niesamowicie realistycznie przedstawiona jest sytuacja bohaterów. I oni - są tacy ludzcy, zwyczajni, nieprzerysowani.
"Stacja jedenaście" to książka, która bardzo pozytywnie mnie zaskoczyła. To całkowicie inne postapo w porównaniu do tych, które miałam okazję czytać. To książka, która o dziwo nie skupia się na morderczej walce o życie, ale przede wszystkim jest cudowną refleksją o kruchości ludzkiego życia i sensie istnienia. Jest tak ludzka, a zarazem nieprawdopodobna. Urzeka swoim spokojem i melancholią.
"Stację jedenaście" polecam wszystkim. To naprawdę przepiękna, subtelna opowieść. Myślę, że zainteresuje nawet zagorzałych fanów cięższych powieści postapokaliptycznych. To całkowicie inny wymiar tego gatunku.
Za możliwość lektury dziękuję
Chyba się zasugeruję. Jak będę miała okazję, to na pewno przeczytam. Wydaje się być doprawdy ciekawa.
OdpowiedzUsuńpolecam-goodbook.blogspot.com
Warto :)
UsuńNie lubię książek spokojnych i melancholijnych ale coś mnie w tej książce ciekawi i chyba jednak ją przeczytam ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam! http://literacki-wszechswiat.blogspot.com/
Faktycznie całkiem inna koncepcja, choć nie wiem, czy przypadnie mi do gustu. Muszę się przekonać! :)
OdpowiedzUsuńTo książka zdecydowania dla mnie i muszę ją mieć na uwadze ^^
OdpowiedzUsuńŁadna okładka, a sama książka wydaje się być ciekawa. Zapamiętam ją sobie. ;)
OdpowiedzUsuńChyba się kuszę, choć słyszałem różne opinie o tym utworze :)
OdpowiedzUsuńHm... Chciałabym napisać spokojne "zachęciłaś mnie do przeczytania tej książki", ale no... No nie mogę! Więc zacytuję reklamę Wedla "chce to, chce to, chce to!!" :D
OdpowiedzUsuńNa pewno to przeczytam, masz to jak w banku! Słyszałam o niej bardzo dużo dobrego, więc mam ogromną nadzieję, że i mi się spodoba :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
chocabooks