czwartek, 24 maja 2018

MARCIN MAJCHRZAK: "WSZYSTKO ZOSTAŁO JUŻ NAPISANE PRZEZ SZEKSPIRA"






Marcin Majchrzak (ur. 20.04.1990) w Tarnowskich Górach.

Większość życia spędził w niewielkim śląskim miasteczku – Pyskowicach. Studiował historię, po której przerzucił się na fotografię. Jego kariera literacka rozpoczęła się od powieści „Damy we fiolecie” opublikowanej w 2016 w formule… vanity. Od tamtej pory Majchrzak obraca się jednak
w lepszym towarzystwie – jego opowiadania zdobyły uznanie w magazynach takich jak Histeria, Szortal na wynos, Biały kruk, Silmaris i Creatio fantastica. Jest jednym z tych, którzy mogą o sobie powiedzieć, że żyją z pisania (choć niekoniecznie z pisania tego co chcieliby). Uwielbia przyrodę
i podróże; te dalekie (na inne kontynenty) jak i te bliskie (do osiedlowego sklepu po wino).




Jak wygląda droga debiutanta od samego pomysłu na książkę aż do jej wydania?
Najpierw ma się pomysł, a potem trzeba zacząć pisać - to chyba najprostsza odpowiedź. Jedni potrafią napisać książkę w miesiąc, inni potrzebują lat, ale chyba zawsze wygląda to tak samo. Jakiś wewnętrzny imperatyw każe człowiekowi siadać i wylewać z siebie słowa. Jak już dostatecznie dużo słów się wylało, to wtedy wysyła się manuskrypt do wydawnictw. Ta praca to mnóstwo czekania, na to warto się przygotować już na starcie. Niezależnie od tego, czy piszemy powieści czy opowiadania, czekanie to z pewnością przynajmniej połowa całego procesu. Jak odezwie się jakieś wydawnictwo - mamy szczęście. Ja miałem go trochę mniej, bo nieświadomy potencjalnych problemów zawarłem umowę z wydawnictwem, które jest postrzegane w Polsce bardzo negatywnie. Nad tym jednak nie warto się rozwodzić - każdy może poczytać sam. Jeśli ktoś marzy o wydaniu własnej książki, to dobrze byłoby, żeby mógł uczyć się na błędach innych. Ja niestety uczę się tylko na własnych.

Jeśli kiedykolwiek zdecydujesz się na napisanie horroru to jaka tematyka jest najbliższa Twojemu sercu? Potwory, duchy, opętania, a może chciałbyś zaskoczyć czytelników czymś całkowicie innym?
Potwory i duchy zostały już dawno ośmieszone i teraz częściej pojawiają się w kreskówkach, niż
w literaturze horroru. Z kolei opętanie ma w sobie wciąż coś mrocznego, wciąż ma w sobie siłę - jako przesłanie literackie. Może dlatego, że jest to temat, który najlepiej koresponduje
z rzeczywistością. Zjawisko takie jak opętanie występuje w oficjalnej terminologii Kościoła, a wiara w jego istnienie jest dużo silniejsza niż w duchy czy potwory. Stąd też przeraża dużo bardziej - jako coś realnego. Opowieści o opętaniu to praktycznie zawsze opowieści bogate z punktu widzenia psychologii. Zatem, tak, chyba poszedłbym w tym kierunku, gdybym miał trzymać się schematów. Choć to wcale nie znaczy, że będę się ich trzymać.


Skąd czerpałeś inspirację pisząc "Damy we fiolecie"?
Sam pomysł wziął się stąd, że byłem wówczas bardzo oczarowany taką literaturą. W mojej książce dostrzec można echa twórczości Pratchetta i Adamsa, co jest świadomym zabiegiem. Chciałem, by książka nawiązywała do mistrzów fantastyki humorystycznej i - chyba - nawet nieźle mi się to udało.

Chciałbyś, by Twoje życie było na zawsze związane z pisaniem?
Czy istnieje jakikolwiek pisarz, który mógłby odpowiedzieć przecząco na to pytanie? Nie sądzę.


Czy kreując postacie inspirujesz się ludźmi, którzy są Ci bliscy? A może bohaterowie mają Twoje cechy?
I jedno i drugie. Zawsze mam jakiegoś "swojego" bohatera, który postępuje w określonych sytuacjach jak ja. Cała reszta to miszmasz obserwacji i inspiracji literackich. Podobno wszystko zostało już napisane przez Szekspira, teraz trzeba tylko na nowo to poukładać.

Tematem Twojej książki jest walka o prawa, o wolność, o lepsze życie. Chciałeś coś tym zaakcentować? Może jakąś sytuację z współczesnego świata?
Moja sytuacja życiowa w tamtym czasie bardzo przypominała sytuację Aleny, jednej z bohaterek. Sam zwlekałem się z łóżka o czwartej rano i kierowałem kroki do fabryki łez i potu. To na pewno miało jakieś znaczenie. Ogólne przesłanie wychodzi jednak poza moje doświadczenia i jest nawet bardzo fatalistyczne. "Świat się nie zmienia niezależnie od tego, czego nie zrobisz" - taki wniosek można wyciągnąć po przeczytaniu powieści, bo przecież cała masa zamieszczonych w niej wydarzeń doprowadziła niejako do punktu wyjścia. I ja, paradoksalnie, uważam to za pozytywne przesłanie. Nie chodzi tutaj bowiem o zmianę warunków, lecz o zmianę siebie - jako jednostki żyjącej w zastanym świecie. Praktycznie każdy z bohaterów "Dam..." jest na końcu zupełnie innym człowiekiem, zupełnie inaczej podchodzącym do rzeczywistości.

Napisałeś książkę fantasy, ale jakie gatunki lubisz czytać?
Fantastykę, kryminały noir, wszelkiego rodzaju parodie i książki trącące absurdem. Ostatnio zaczytuję się w Wiktorze Pielewinie. Bardzo ciekawa postać.

Czy pisząc "Damy we fiolecie" miałeś chwile słabości? Jeśli tak - jak one wyglądały?
Przez długi czas spałem po dwie, trzy godziny dziennie z powodu pracy. Wracałem do domu nad ranem i pisałem, żeby jak najszybciej zakończyć tę historię. Miałem też wątpliwości natury fabularnej, ale tutaj trzeba się po prostu dostosować do rady Stephena Kinga. Żeby zostać pisarzem - trzeba pisać. Nie ma innego wyjścia. Trzeba otworzyć pusty plik i zacząć go zapełniać. Ja niemal nigdy nie wiem dokąd prowadzi ta droga. Odkrywam ją na nowo za każdym razem.


Za wspaniałą rozmowę dziękuję autorowi książki "Damy we fiolecie" - Marcinowi Majchrzakowi. Autorowi życzę dalszych sukcesów, a Was zachęcam do lektury książki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Pisząc komentarz wyrażasz zgodę na przetwarzanie danych.