Po wielu żmudnych tłumaczeniach dokumentów, zawodowy tłumacz
wreszcie dostaje poważne,
a już z pewnością najbardziej intrygujące dotychczas otrzymane zlecenie. Do jego rąk trafia coś na kształt starej hiszpańskiej książki, którą ma przetłumaczyć na język rosyjski. Szybko okazuje się, że luźno porozrzucane, pożółkłe od starości kartki, są zapisem hiszpańskiej ekspedycji w lesiste doliny Jukatanu, której celem było odnalezienie świętych ksiąg Majów. Relacjonowana przez konkwistadora historia przypominała bagno. Im dłużej tłumacz przesiadywał przed zapiskami, tym bardziej ulegał niezdrowej fascynacji dziennikiem, a przede wszystkim ściągał na siebie niebezpieczeństwa z zaświatów. Wraz z postępem w pracy, tajemnicze bóstwa Majów coraz śmielej przenikają do współczesnej Moskwy, a życie tłumacza ulega diametralnej zmianie. Jego dotychczas spokojne życie, w którym jedynym utrapieniem był brak środków do normalnego funkcjonowania, przeistacza się w pasmo dziwnych, chwilami wręcz śmiercionośnych wydarzeń. Okazuje się, że zadarł z czymś, czemu nie jest w stanie się przeciwstawić. Od tej pory nie jest już bezpieczny, nawet w swoim własnym domu. Jednak mężczyzna ściągnął nieszczęście nie tylko na siebie. W całej Moskwie, a wkrótce i na całym świecie nie jest już bezpiecznie. Zewsząd docierają informację o klęskach żywiołowych i kolejnych kataklizmach. Zniszczenia są niewyobrażalnie wielkie, a ofiar wciąż przybywa.
a już z pewnością najbardziej intrygujące dotychczas otrzymane zlecenie. Do jego rąk trafia coś na kształt starej hiszpańskiej książki, którą ma przetłumaczyć na język rosyjski. Szybko okazuje się, że luźno porozrzucane, pożółkłe od starości kartki, są zapisem hiszpańskiej ekspedycji w lesiste doliny Jukatanu, której celem było odnalezienie świętych ksiąg Majów. Relacjonowana przez konkwistadora historia przypominała bagno. Im dłużej tłumacz przesiadywał przed zapiskami, tym bardziej ulegał niezdrowej fascynacji dziennikiem, a przede wszystkim ściągał na siebie niebezpieczeństwa z zaświatów. Wraz z postępem w pracy, tajemnicze bóstwa Majów coraz śmielej przenikają do współczesnej Moskwy, a życie tłumacza ulega diametralnej zmianie. Jego dotychczas spokojne życie, w którym jedynym utrapieniem był brak środków do normalnego funkcjonowania, przeistacza się w pasmo dziwnych, chwilami wręcz śmiercionośnych wydarzeń. Okazuje się, że zadarł z czymś, czemu nie jest w stanie się przeciwstawić. Od tej pory nie jest już bezpieczny, nawet w swoim własnym domu. Jednak mężczyzna ściągnął nieszczęście nie tylko na siebie. W całej Moskwie, a wkrótce i na całym świecie nie jest już bezpiecznie. Zewsząd docierają informację o klęskach żywiołowych i kolejnych kataklizmach. Zniszczenia są niewyobrażalnie wielkie, a ofiar wciąż przybywa.
Co łączy wierzenia Majów z współczesnym postrzeganiem
rzeczywistości? Czy istnieje jakiś, choćby najmniejszy związek między
współczesnymi wydarzeniami a wyprawą opisaną na kartach hiszpańskiego
dziennika?
„Czas zmierzchu” to powieść w klimatach Dana Browna, czyli
to, co lubię najbardziej. Historyczne nawiązania, pełno tajemnic, które czekają
na ujawnienie i ogrom zagadek do rozwiązania,
a wszystko to wplecione we wspaniałą fabułę, na którą pomysł okazał się niezwykle oryginalny. Nie ukrywam, że nie jest to książka lekka, do przeczytania w jeden wieczór. Czytało mi się ją bardzo długo, w końcu jesteśmy świadkami pracy z tekstem, efektów tłumaczenia i na szczęście mamy okazję czytać przekład hiszpańskiego dziennika na rosyjski. Jednak wydaje mi się, że to właśnie ten zabieg najbardziej rozpalał wyobraźnię. Ta książka to moje pierwsze spotkanie z Dmitrijem Glukhovskym, które ukończyłam. Nie myślcie, że to dlatego, iż „Metro” mnie pokonało – właściwie to przez termin w bibliotece. Wrócę jednak do tego, że lektura „Czasu zmierzchu” była niesamowicie udana. Od pierwszej strony widać, że pióro autora jest niesamowicie specyficzne, ale to duży plus. Dmitrij tak buduje napięcie, że aż chce się krzyczeć „Niech coś się w końcu wyjaśni!”, ale w pozytywnym znaczeniu tego zdania. Bo z jednej strony pragnienie, by dowiedzieć się o co tak naprawdę chodzi, jest ogromne, a z drugiej tej książki nie chce się kończyć ze względu na to, jak czytanie jej jest rewelacyjną przygodą. Podobało mi się również to, że Dmitrij tak bardzo skupił się na psychice głównego bohatera. Na strachu i emocjach, które bezustannie mu towarzyszyły. To sprawiło, że powieść nie jest schematyczna i sztucznie sztywna.
a wszystko to wplecione we wspaniałą fabułę, na którą pomysł okazał się niezwykle oryginalny. Nie ukrywam, że nie jest to książka lekka, do przeczytania w jeden wieczór. Czytało mi się ją bardzo długo, w końcu jesteśmy świadkami pracy z tekstem, efektów tłumaczenia i na szczęście mamy okazję czytać przekład hiszpańskiego dziennika na rosyjski. Jednak wydaje mi się, że to właśnie ten zabieg najbardziej rozpalał wyobraźnię. Ta książka to moje pierwsze spotkanie z Dmitrijem Glukhovskym, które ukończyłam. Nie myślcie, że to dlatego, iż „Metro” mnie pokonało – właściwie to przez termin w bibliotece. Wrócę jednak do tego, że lektura „Czasu zmierzchu” była niesamowicie udana. Od pierwszej strony widać, że pióro autora jest niesamowicie specyficzne, ale to duży plus. Dmitrij tak buduje napięcie, że aż chce się krzyczeć „Niech coś się w końcu wyjaśni!”, ale w pozytywnym znaczeniu tego zdania. Bo z jednej strony pragnienie, by dowiedzieć się o co tak naprawdę chodzi, jest ogromne, a z drugiej tej książki nie chce się kończyć ze względu na to, jak czytanie jej jest rewelacyjną przygodą. Podobało mi się również to, że Dmitrij tak bardzo skupił się na psychice głównego bohatera. Na strachu i emocjach, które bezustannie mu towarzyszyły. To sprawiło, że powieść nie jest schematyczna i sztucznie sztywna.
„Czas zmierzchu” to genialna, mistrzowsko napisana i ze
znakomicie skonstruowaną, wciągającą czytelnika od pierwszych stron fabułą. Idealna
dla tych, którzy doskonale znają już twórczość rosyjskiego pisarza, ale i dla
tych, którzy chcieliby dopiero rozpocząć czytelniczą przygodę. To według mnie opowieść z drugim dnem, gdzie
miłośnik książek może kontemplować nad sensem ludzkiego istnienia i nieuchronną
godziną śmierci. To literatura na
wysokim poziomie, której warto poświęcić swoją uwagę. Nie bez powodu została
nagrodzona Utopiales European Award.
Recenzja powstała we współpracy z portalem Sztukater
Wow. Jeśli chodzi o Metro 2033 to jestem kompletnie na nie i miałam nie sięgać po książki tego autora, ale twoja recenzja mnie przekonała. Zapisuję na liście do przeczytania! ;)
OdpowiedzUsuńChyba muszę wreszcie przekonać się do twórczości tego autorka :D
OdpowiedzUsuńUważam, że ta książką jest jedną z najlepszych książek, które czytałam w życiu, ale nie porównałabym jej do twórczości Dana Browna. Zupełnie inny mechanizm, motyw przewodni, u Glukhovskiego nie było śledztwa jako takiego, wielkiego spisku, mafii i tak dalej.
OdpowiedzUsuńA mi od razu w trakcie lektury tej książki nasunął się Dan Brown.. :D
UsuńPewnie prędze, czy później po tę książkę sięgnę. W końcu muszę mieć kolekcje Głuchowkiego na pólce, skoro całe Metro i Futu.re już na niej stoi <3
OdpowiedzUsuń