Rzecz dzieje się w prowincjonalnym miasteczku Mill Valley w Kalifornii. Pewnego dnia do gabinetu lekarza Milesa Bennella przychodzi jego przyjaciółka Becky Driscoll. Dziewczyna jest zdziwiona, a wręcz zaniepokojona zachowaniem swojej kuzynki. Ta bowiem uważa, że jej wujek Ira jest całkowicie inną osobą. Niby wygląda tak jak dotychczas, ale pozbawiony jest jakichkolwiek uczuć
i emocji. Przypomina pustą skorupę, która nic w środku nie ma. Początkowo Miles myśli, że to głupi żart, a może po prostu zbytnie wyolbrzymienie problemu. Decyduje się jednak, że odwiedzi rodzinę i sprawdzi, co się tam dzieje. Na pierwszy rzut oka nie widzi różnicy. Sytuacja zmienia się jednak, gdy odwiedzający ludzie zaczynają opowiadać mu podobne historie i szukają u niego pomocy...
i emocji. Przypomina pustą skorupę, która nic w środku nie ma. Początkowo Miles myśli, że to głupi żart, a może po prostu zbytnie wyolbrzymienie problemu. Decyduje się jednak, że odwiedzi rodzinę i sprawdzi, co się tam dzieje. Na pierwszy rzut oka nie widzi różnicy. Sytuacja zmienia się jednak, gdy odwiedzający ludzie zaczynają opowiadać mu podobne historie i szukają u niego pomocy...
Pisarz Jack Belicel jest w jeszcze gorszej sytuacji. W piwnicy własnego domu znajduje tajemniczy kokon. O dziwo, ten zmienia kształt i z czasem przekształca się w mężczyznę. Przerażony pisarz czym prędzej niszczy znalezisko.
Jack Belicel, jego żona Theodora oraz Miles Bennell postanawiają rozwikłać zagadkę i uratować mieszkańców Mill Valley. Na swojej drodze spotkają ludzi, którzy im nie uwierzą, ale też takich, którzy w obawie przed niewytłumaczalnymi zjawiskami przyłączą się do nich.
„Ostrzegam cię, że to, co zaczynasz czytać, jest pełne luźnych wątków i pytań bez odpowiedzi. To wszystko nie zostanie na samym końcu zgrabnie rozwiązane i zadowalająco wyjaśnione. W każdym razie nie przeze mnie. Albowiem ja sam nie mogę powiedzieć, że rzeczywiście wiem dokładnie, co się stało i dlaczego, albo przynajmniej, jak się zaczęło, skończyło – czy się skończyło – i czy mam rację co do istoty rzeczy. Jeżeli nie lubisz tego rodzaju historii, to jest mi przykro, a dla ciebie będzie najlepiej, jeśli nie będziesz czytał dalej. Wszystko, co mogę zrobić, to opowiedzieć tyle, ile wiem…”
"Inwazja porywaczy ciał" to książka dość krótka - 220 stron. Spodziewałam się czegoś o wiele dłuższego, ale... wystarczył fakt, że długo mi się ją czytało. Nie dlatego, że nie była dobra, czy za mało wciągająca. Wręcz przeciwnie! To po prostu jedna z tych książek, których lektura bardziej sprawia przyjemność, gdy się ją odpowiednio dawkuje. Wprowadza w całkowicie odmienny, niepokojący świat. Niby nie straszy, ale uczucie towarzyszące czytelnikowi... tego nie da się opisać. Każdy włosek na ciele się jeży, a momentami klimat mrozi krew w żyłach.
To połączenie horroru i science fiction powstało w 1954 roku, a więc już jakiś czas temu. Teraz, po latach, rzadko straszą nas takie horrory. Tym bardziej, że to opowieść o kosmitach, którzy planują przejąć Ziemię. Niektórzy pewnie będą reagować śmiechem. A ja dzięki tej książce odkryłam skąd wziął się pomysł na głupiutkie bohaterki horrorów. Becky i Theodora bywają wręcz irytującymi postaciami. Może wynika to z braku mody na odważne, pewne siebie kobiece postacie w tamtych czasach.
Czy warto? Zdecydowanie tak. Ta książka przenosi do trochę innych czasów i choć może lekko trąci myszką zdecydowanie jest warta uwagi. Klasyk literatury horroru i science fiction, który powinien znać każdy szanujący się fan tych gatunków. Historia jest ciekawa, a ja do samego końca zostałam z tysiącami pytań w głowie, na które nie znalazłam odpowiedzi - o dziwo to mi się podobało. Polecam.
Niestety nie lubię czytać horrorów - po prostu się ich boję, więc żadna, nawet najlepsza historia nie przekona mnie do tego gatunku.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Girl in books
Ze mnie jest takie strachajło :D Ale o dziwo starsze horrory czasem lubię przeczytać :D
OdpowiedzUsuńNie znałam jej wcześniej, ale chyba po nią sięgnę. Jak na złość boję się okropnie horrorów, ale lubię je czytać i czuć ten dreszczyk niepokoju :D
OdpowiedzUsuńDopisuję do listy do zaopatrzenia ! Lubię takie klimaty raz na jakiś czas machnąć =)
OdpowiedzUsuńSzczerze mówiąc nie znam tej książki, ale Twoja recenzja jak najbardziej zachęca :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Ewa z www.mybooksandpoetry.blogspot.com
taka mała rada, dodaj gdzieś na początku tytuł książki żeby było wiadomo o czym się czyta :P do 3/4 recenzji nie widziałam o czym czytam :) a Twoja recenzja zachęca!
OdpowiedzUsuńhttps://ksiazkioczamirudej.wordpress.com/
Ależ namówiłaś :) teraz mam ochotę na tę gęsią skórkę!
OdpowiedzUsuńpo serii romantycznych wzruszeń muszę sięgnąc po coś mocniejszego ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
jeszczerozdzial.blogspot.com