Na okładce można odnaleźć słowa "Jeśli wydaje się wam,
że widzieliście już wszystko, macie rację... wydaje się Wam." Oj tak! Ta
książka to... jej treść nie powinna podlegać komentarzowi! :) Podstawowe, ale i
nurtujące mnie pytanie. Skąd taki szokujący i zarazem oryginalny pomysł?! Wpadł
do głowy ot tak, a może była jakaś inspiracja?
Zawsze miałem zwariowane pomysły. Już w debiutanckich
"Naśmiercinach" w tytułowym opowiadaniu był pokazany świat, w którym
cofa się czas, a drugiej książce, "Anima vilis", była historia
o zombie w konwencji westernu częściowo opowiedziana z punktu widzenia żywego
trupa. Najbardziej zaszalałem w trzeciej książce, "Grobbing", gdzie
były opowiadania o apokalipsie spowodowanej gwałtownym tyciem, o zombie, które
przeszły na wegetarianizm, czy bliźniakach syjamskich, których dzieli tak wiele
różnic, że ich wspólne życie jest piekłem. Zatem "Orgazmokalipsa"
była kolejnym krokiem w tym kierunku. Bohaterami jest bardzo nietypowe trio:
gadający arcy złośliwy kot Wikary, jego pan, ciapowaty metalowiec Hubi
dysponujący magiczną mocą, oraz czarownica Euzebia, staruszka wielbiąca
ekstremalne odmiany metalu. To trio musi walczyć z takimi kreaturami jak:
Orgazmo - demon żywiący się energią seksualną; Ciastostwór - czyli ożywione
ciasto, które nie może przestać rosnąć i ma apetyt na wszystko, co się rusza;
czy inwazja żądnych krwi, zjadających ludzi glutów.
Nieźle pokręcone - będę musiała zapoznać się z poprzednikami
"Orgazmokalipsy".
Czy w głowie narodził się już kolejny taki pomysł? A może tym razem postawi Pan na coś mniej... oryginalnego i szokującego?
Czy w głowie narodził się już kolejny taki pomysł? A może tym razem postawi Pan na coś mniej... oryginalnego i szokującego?
Po "Orgazmokalipsie" ukazała się
"Anomalia", powieść będąca mieszanką SF i horroru, a na dodatek
śmiertelnie poważna, bo właśnie tej tematyki dotyka - czy śmierć to koniec
ostateczny
i czy nowoczesna technologia sprawi, że będziemy mogli ingerować w "drugą stronę" lub inne rzeczywistości. Niedługo ukaże się kolejna powieść, "Ucieczka", też będąca mieszanką horroru
i fantastyki. W drodze jest też kolejny zbiór drabbli - miniatur po sto słów - oraz kolejny zbiór opowiadań "Nie w inność". A ja aktualnie pracuję nad powieścią obyczajową opartą na moim scenariuszu, nagrodzonym w pewnym konkursie, oraz nad powieścią o zombie.
i czy nowoczesna technologia sprawi, że będziemy mogli ingerować w "drugą stronę" lub inne rzeczywistości. Niedługo ukaże się kolejna powieść, "Ucieczka", też będąca mieszanką horroru
i fantastyki. W drodze jest też kolejny zbiór drabbli - miniatur po sto słów - oraz kolejny zbiór opowiadań "Nie w inność". A ja aktualnie pracuję nad powieścią obyczajową opartą na moim scenariuszu, nagrodzonym w pewnym konkursie, oraz nad powieścią o zombie.
Czy zdradzi Pan kilka szczegółów lub chociaż drobnych
smaczków dotyczących nowych powieści, czy musi to pozostać owiane wielką
tajemnicą? :)
"Nie w inność" to zbiór opowiadań o dosyć sporym
rozstrzale gatunkowym bo jest tam i fantastyka, i horror, w tym też erotyczny,
i trochę kryminału, i klimaty postapokaliptyczne, i bizarro oraz trochę tekstów
obyczajowych. Znajdzie się też opowiadanie z Hubim i Wikarym (bohaterami
"Orgazmokalipsy"). Część tekstów była wcześniej publikowana w
antologiach i pismach, część to tak zwane 'świeżynki'. Ze zbiorem drabbli
"Dr Abble i stalowe pasikoniki" jest podobnie - też taka
różnorodność, tyle tylko, że tam tekstów jest 138, a każdy liczy dokładnie sto
słów.
Z powieściowych klimatów, niedługo ukaże się "Ucieczka" - jakbym miał opisać co nieco, żeby za dużo nie wyjawić, to wygląda to tak: Jest sobie niemal odcięta od świata miejscowość. Mieszkańcy są wrogo nastawieni do wszystkich przyjezdnych. I teraz pojawia się pytanie, czy przyczyna jest jakaś choroba? Sekta? A może coś więcej? Bohaterem jest zgorzkniały dziennikarz śledczy
o bardzo popapranym życiu osobistym, który nazbyt angażuje się w wyjaśnienie tajemnicy, uciekając w ten sposób przed wewnętrznymi demonami. Klimaty to połączenie horroru
z fantastyką.
Z powieściowych klimatów, niedługo ukaże się "Ucieczka" - jakbym miał opisać co nieco, żeby za dużo nie wyjawić, to wygląda to tak: Jest sobie niemal odcięta od świata miejscowość. Mieszkańcy są wrogo nastawieni do wszystkich przyjezdnych. I teraz pojawia się pytanie, czy przyczyna jest jakaś choroba? Sekta? A może coś więcej? Bohaterem jest zgorzkniały dziennikarz śledczy
o bardzo popapranym życiu osobistym, który nazbyt angażuje się w wyjaśnienie tajemnicy, uciekając w ten sposób przed wewnętrznymi demonami. Klimaty to połączenie horroru
z fantastyką.
Czy
"Ucieczka" będzie książką, w której zawrze Pan swoje największe lęki?
A może warto najpierw zadać pytanie: czy mężczyzna w ogóle może się czegoś bać?
Oj zdecydowanie nie. Moje lęki są
zupełnie inne - boję się problemów ze snem, bo bezsenność czy chroniczne
niedosypianie, to coś koszmarnego, a parę razy w życiu mi się to przydarzyło.
Wtedy wszystko się sypie, nie można normalnie funkcjonować, brak energii. Boję
się też głupich ludzi na wysokich stanowiskach - wszyscy wiem czym mogły się
zakończyć niedawne atomowe licytacje pewnego mocarstwa z nieobliczalnym
reżimem. Boję się nieuleczalnych chorób, w tym oczywiście raka. Chyba mam takie
lęki jak każdy.
Oczywiście, że mężczyzna może się czegoś
bać - w końcu jest tylko człowiekiem, a nie jakimś nadludzkim herosem. Ludzie,
którzy się niczego nie boją, to tacy, którzy mają poważne zaburzenia psychiczne.
Inna sprawa, że mężczyzna powinien walczyć ze swoimi lękami jeśli negatywnie
wpływają na jego i jego rodziny życie.
Którego mężczyznę - z
literatury, filmu, a może prawdziwego życia - uważa Pan za swój wzór do
naśladowania lub jeśli takowego nie masz - którego uważasz za godnego bycia
czyimś autorytetem?
Z tym to różnie w życiu bywa. Jak byłem
nastolatkiem, to chciałem zostać drugim Cobainem, zakładać polską Nirvanę i tak
dalej. Ale wiadomo, że tak się nie da. Wtedy jednak zbyt często żyłem w świecie
fantazji, a za mało patrzyłem na swoje realne możliwości, talenty,
anty-talenty. Ma tak większość z nas w pewnym wieku, że przyjmujemy swoich
idoli bezkrytycznie i chcemy ich naśladować, zarówno w tych pozytywnych, jak i
negatywnych aspektach. Nie myślimy wtedy, że coś nam może zaszkodzić. A ślepe
naśladownictwo to jeden z wielu zaułków bez wyjścia. Bo żeby coś w czymś
osiągnąć, trzeba jednak podążać własną ścieżką, wypracować własny styl.
Potem chciałem zostać drugim Polańskim.
A potem próbowałem jeszcze wielu rzeczy w życiu
i stopniowo docierało do mnie, że nie powinno się nikogo naśladować, a raczej analizować życiową drogę kogoś, kto odniósł sukces w danej dziedzinie. Chcesz zostać sportowcem? Musisz mieć swojego mentalnego mistrza, trenera. Chcesz kręcić filmy, tez powinno się przeczytać kilka biografii, zobaczyć gdzie ten ktoś popełniał błędy, a gdzie podejmował właściwe decyzje. Nie wiedząc tego, można dla przykładu, jeśli ktoś pisze, przez wiele lat obijać się po internecie publikując swoje twory na różnych forach, grupach, portalach. Można tkwić w takim małym tematycznym getcie, a można zobaczyć jak to zrobili inni, że udało im się przebić ze swoją twórczością, i samemu podążyć tą ścieżką. Można się załamać po kilku próbach zainteresowania wydawców, a można znając historię początków Stephena Kinga, zacisnąć zęby i szukać dalej. Można się zrazić falą hejtu, ale można też śledząc kariery innych, dowiedzieć się, że i oni na początku przez to przechodzili i że nie należy się zrażać. Mało tego, można wręcz przemodelować swoje podejście do świata i życia we własnej głowie i z czarnowidza, pesymisty, przemienić się w gotowego do działania optymistę. Ale tu też nic samo nie przyjdzie. Trzeba naśladować techniki jakie zastosowali na sobie różni coachowie, którzy zmienili swoje życie nie do poznania. Tak więc wzory się zmieniają, bo wraz z upływem lat zmienia się człowiek, jego cele, podejście do życia
i wielu spraw. Wszystko jest w ruchu, takie są prawa natury.
i stopniowo docierało do mnie, że nie powinno się nikogo naśladować, a raczej analizować życiową drogę kogoś, kto odniósł sukces w danej dziedzinie. Chcesz zostać sportowcem? Musisz mieć swojego mentalnego mistrza, trenera. Chcesz kręcić filmy, tez powinno się przeczytać kilka biografii, zobaczyć gdzie ten ktoś popełniał błędy, a gdzie podejmował właściwe decyzje. Nie wiedząc tego, można dla przykładu, jeśli ktoś pisze, przez wiele lat obijać się po internecie publikując swoje twory na różnych forach, grupach, portalach. Można tkwić w takim małym tematycznym getcie, a można zobaczyć jak to zrobili inni, że udało im się przebić ze swoją twórczością, i samemu podążyć tą ścieżką. Można się załamać po kilku próbach zainteresowania wydawców, a można znając historię początków Stephena Kinga, zacisnąć zęby i szukać dalej. Można się zrazić falą hejtu, ale można też śledząc kariery innych, dowiedzieć się, że i oni na początku przez to przechodzili i że nie należy się zrażać. Mało tego, można wręcz przemodelować swoje podejście do świata i życia we własnej głowie i z czarnowidza, pesymisty, przemienić się w gotowego do działania optymistę. Ale tu też nic samo nie przyjdzie. Trzeba naśladować techniki jakie zastosowali na sobie różni coachowie, którzy zmienili swoje życie nie do poznania. Tak więc wzory się zmieniają, bo wraz z upływem lat zmienia się człowiek, jego cele, podejście do życia
i wielu spraw. Wszystko jest w ruchu, takie są prawa natury.
Porozmawiajmy jeszcze o pisaniu. Bardzo ciekawi mnie jak wyglądał proces
wydawniczy. Chodzi mi głównie o to z jakimi reakcjami wydawców spotykał się Pan
przy prezentowaniu swoich tekstów, czy wydanie książki jest naprawdę aż tak
trudne jak głosi legenda?
To
skomplikowane. Jeśli się nie ma wyrobionej marki, rozpoznawalnego nazwiska
kojarzonego
z głośnymi tytułami, to jest to loteria zależąca od wielu czynników:
z głośnymi tytułami, to jest to loteria zależąca od wielu czynników:
Twój
mail może bez czytania powędrować do kosza bo:
Wydawca
może mieć już zapełniony plan wydawniczy. Może znajdować się na skraju
bankructwa lub mieć ciężką sytuacje finansową i nie inwestować w nowych
autorów. Może mieć zaplanowaną strategię i opierać się wyłącznie na głośnych
nazwiskach. Może woleć lekkie historie i gdy wyślesz dołujący tekst, to
rozminiesz się z tym co mu akurat podchodzi. Może mieć inny gust niż ty. Może
zachwyciłby się książką i ją przeczytał ale początek nie był wciągający i po
2-3 stronach odrzucił tekst. Może mieć zły humor i wszystko danego dnia z
automatu odrzucać, bo nic mu się nie podoba. Powodów może być z tysiąc, ale
najważniejsze to nie brać sobie do serca jednej odmowy, tylko działać dalej.
Reakcje
były przeróżne. Dwie pierwsze książki były brane do druku od razu po
zaproponowaniu.
Z kolejną musiałem się naszukać trochę bo była dla wydawców zbyt kontrowersyjna. Potem były drabble, które z kolei są zbyt niszowe i wielu wydawców nie widziało w tym potencjału - twierdzili, że świetnie się czyta, że błyskotliwe miniatury, ale teraz jest kryzys i oni biorą tylko pewniaki. Zbiór opowiadań z Hubim i Wikarym też był zbyt kontrowersyjny dla wydawców. Potem przyszła pora na dwie powieści. Przy "Anomalii" pierwszy wydawca się zdecydował i... długo czekałem na umowę, której ostatecznie nie zobaczyłem, a jak po paru miesiącach sie przypomniałem, dowiedziałem się, że ów zbankrutował i dlatego zniknął wszystkim z radarów. Kolejny wydawca i sytuacja tego typu, że szefowa się zachwyciła, ale każda propozycja musi być przegłosowana przez kilka osób i kiedy wszyscy są na tak, to książka idzie do druku. Czterem kolejnym osobom książka bardzo się podobała. Piątej nie i znowu kilka miesięcy w plecy. Dopiero z trzecim wydawcą nie było problemów. Z kolei z druga powieścią "Ucieczka" sytuacja była przedziwna - wydawca zdecydował się na wydanie niemal od razu, a potem przez półtora roku ciągle trwały "przygotowania".
W między czasie dwa inne wydawnictwa same z siebie dopytywały się o tę książkę. W końcu stwierdziłem, że mam dość i odezwałem się do jednego z tych wydawnictw (Dom Horroru)
i wszystko poszło błyskawicznie.
Z kolejną musiałem się naszukać trochę bo była dla wydawców zbyt kontrowersyjna. Potem były drabble, które z kolei są zbyt niszowe i wielu wydawców nie widziało w tym potencjału - twierdzili, że świetnie się czyta, że błyskotliwe miniatury, ale teraz jest kryzys i oni biorą tylko pewniaki. Zbiór opowiadań z Hubim i Wikarym też był zbyt kontrowersyjny dla wydawców. Potem przyszła pora na dwie powieści. Przy "Anomalii" pierwszy wydawca się zdecydował i... długo czekałem na umowę, której ostatecznie nie zobaczyłem, a jak po paru miesiącach sie przypomniałem, dowiedziałem się, że ów zbankrutował i dlatego zniknął wszystkim z radarów. Kolejny wydawca i sytuacja tego typu, że szefowa się zachwyciła, ale każda propozycja musi być przegłosowana przez kilka osób i kiedy wszyscy są na tak, to książka idzie do druku. Czterem kolejnym osobom książka bardzo się podobała. Piątej nie i znowu kilka miesięcy w plecy. Dopiero z trzecim wydawcą nie było problemów. Z kolei z druga powieścią "Ucieczka" sytuacja była przedziwna - wydawca zdecydował się na wydanie niemal od razu, a potem przez półtora roku ciągle trwały "przygotowania".
W między czasie dwa inne wydawnictwa same z siebie dopytywały się o tę książkę. W końcu stwierdziłem, że mam dość i odezwałem się do jednego z tych wydawnictw (Dom Horroru)
i wszystko poszło błyskawicznie.
Co
do USA, to tu sytuacje miałem wymarzoną. Wysłałem dwie książki. Wydawca zaczął
czytać pierwszą propozycję i odpisał, że jak przeczyta obie, to się zastanowi,
która książka będzie lepsza na rynek amerykański. Skończyło się tym, że w
przyszłym roku oba tytuły ukażą się w Stanach. Inna sprawa, że budowałem sobie
przez lata pozycję zaliczając mnóstwo publikacji
w e-magazynach, magazynach i antologiach amerykańskich (wszystko dzięki genialnym tłumaczeniom Moniki Olasek - nawet neologizmy potrafi przerobić na angielski. Gorąco wszystkim polecam Monikę)
w e-magazynach, magazynach i antologiach amerykańskich (wszystko dzięki genialnym tłumaczeniom Moniki Olasek - nawet neologizmy potrafi przerobić na angielski. Gorąco wszystkim polecam Monikę)
Na koniec opowiedz mi proszę więcej o
akcji charytatywnej "Zwierzozwierz". Z czym to się je? :)
"Zwierzozwierz" to charytatywna antologia, z której
dochód przekazany będzie organizacjom: Otwarte Klatki, Kocie Życie, NEKO -
grupa pomocy kotom, Hospicjum dla bezdomnych kotów. Ojcem projektu jest
lubelski pisarz Juliusz Wojciechowicz. Zwierzozwierz to efekt trudu,
a nierzadko i łez, polskich pisarzy grozy, przed którymi postawiono niełatwe zadanie zmierzenia się z konwencją miłych i ciepłych opowiadań, w których bohaterami są zwierzaki. Wśród ponad dwudziestu tekstów przeważają humorystyczne, lekko zwariowane historie, ale nie zabrakło też chwytających za serce i zmuszających do refleksji. Dodatkowo każde opowiadanie zostało okraszone kolorową ilustracją. Wszystko to w szczytnym celu, aby wspomóc działania organizacji pomagających zwierzętom. A oto lista autorów: Krzysztof T. Dąbrowski, Kazimierz Kyrcz Jr., Michał J. Walczak, Juliusz Wojciechowicz, Norbert Góra, Marek Zychla, Magdalena Godlewska, Grzegorz Woźniak, Kornel Mikołajczyk, Łukasz Radecki, Adam Froń, Kacper Kotulak, Michał Górzyna, Agnieszka Kwiatkowska, Marek Grzywacz, Mariusz Orzeł-Wojteczek. Książka,
a właściwie już ebook, bo cały papierowy nakład rozszedł się w mgnieniu oka, okraszona jest świetnymi ilustracjami Karoliny Pazyrskiej. Ebook aktualnie jest do kupienia poprzez stronę wydawnictwa Gmork. Można też zapoznać się z fragmentem promocyjnym zawierającym cztery pierwsze opowiadania:
a nierzadko i łez, polskich pisarzy grozy, przed którymi postawiono niełatwe zadanie zmierzenia się z konwencją miłych i ciepłych opowiadań, w których bohaterami są zwierzaki. Wśród ponad dwudziestu tekstów przeważają humorystyczne, lekko zwariowane historie, ale nie zabrakło też chwytających za serce i zmuszających do refleksji. Dodatkowo każde opowiadanie zostało okraszone kolorową ilustracją. Wszystko to w szczytnym celu, aby wspomóc działania organizacji pomagających zwierzętom. A oto lista autorów: Krzysztof T. Dąbrowski, Kazimierz Kyrcz Jr., Michał J. Walczak, Juliusz Wojciechowicz, Norbert Góra, Marek Zychla, Magdalena Godlewska, Grzegorz Woźniak, Kornel Mikołajczyk, Łukasz Radecki, Adam Froń, Kacper Kotulak, Michał Górzyna, Agnieszka Kwiatkowska, Marek Grzywacz, Mariusz Orzeł-Wojteczek. Książka,
a właściwie już ebook, bo cały papierowy nakład rozszedł się w mgnieniu oka, okraszona jest świetnymi ilustracjami Karoliny Pazyrskiej. Ebook aktualnie jest do kupienia poprzez stronę wydawnictwa Gmork. Można też zapoznać się z fragmentem promocyjnym zawierającym cztery pierwsze opowiadania:
Za pouczającą i ciekawą rozmowę dziękuję Krzysztofowi T. Dąbrowskiemu
Bardzo dobry wywiad. Czytałam z ogromną przyjemnością i zainteresowaniem.
OdpowiedzUsuńŚwietny wywiad. Koniecznie muszę przyjrzeć się twórczości ;)
OdpowiedzUsuńTytuł tak rzuca się w oczy, a ja nigdy nie słyszałam nic na temat tej książki ani o jej autorze!
OdpowiedzUsuńChyba w życiu nie słyszałam o autorach, z którymi są te wywiady. Jednak dobrze. Poznam coś nowego.
OdpowiedzUsuńJuż od dnia premiery chciałam przeczytać Orgazmokalipse, a teraz to już koniecznie musze o nadrobić! :D
OdpowiedzUsuńCiekawy wywiad :)
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawy wywiad, nie spotkałam się wcześniej z tym autorem, ale chyba trzeba to szybko nadrobić!
OdpowiedzUsuńŚwietny wywiad! Przy okazji zapraszam na mój blog modafinil gdzie kupić w Polsce
OdpowiedzUsuń