Tym razem nie mamy już do czynienia z wyprawą na Marsa, ale motyw jest równie kosmiczny! Małe prowincjonalne miasteczko. Niby wszystko normalnie, wszystko okej, ale... to miasteczko znajduje się na Księżycu! Roi się tu od turystów, ale wcale nie oznacza to, że zwyczajna ludność może się na nich wzbogacić. Dwudziestokilkuletnia Jazz nie ma łatwo. Łapie się wszystkiego, czego się da, by podnieść niewysoki standard swojego życia. Pragnie od niego czegoś więcej, choć nie wymaga luksusu, a jedynie godnych warunków do życia. Dorabia drobnym przemytem, gdyż jej nisko dochodowa praca na pewno nie zapewni jej tego o czym marzy. Gdy pojawia się okazja do zarobienia łatwych pieniędzy, dziewczyna nie zwleka ani chwili. Chęć zmian przewyższa nad rozsądkiem. Nie waha się ani chwili i wkracza na ścieżkę przestępstwa, z którego będzie ciężko się wyplątać i wyjść na prostą. To jednak nic. Prawdziwe problemy zaczną się wtedy, gdy Jazz dowie się, że na pozór drobne kłamstewko okaże się być gigantyczną aferą, która może przynieść katastrofalne konsekwencje i zmienić jej życie, ale nie tak, jak tego oczekiwała...
Zgadzam się, że "Marsjanin" ustawił poprzeczkę bardzo wysoko. Niestety, dla Andy'ego Weira ta poprzeczka okazała się nie do przeskoczenia. Książka miała być rewelacyjna, pomysł miał być nowatorski, rewelacyjny, miał powstać drugi fenomen, ale... w życiu nie wszystko jest takie proste i ten plan spalił się na panewce. Boże, jaka szkoda! Naprawdę nastawiłam się na lekturę nie z tej ziemi, więc jest mi niesamowicie przykro, że spotkał mnie tak wielki zawód. Do końca starałam się nie wierzyć w pojawiające się w internecie negatywne opinie i recenzje. Po przeczytaniu książki "Artemis" z wielkim smutkiem muszę zgodzić się z każdą z nich.
Przede wszystkim główna bohaterka, która jest tak płytka, że aż boli mnie wszystko. Choć nie ma w życiu łatwo to jakoś nie zaobserwowałam u siebie żadnych emocji, współczucia, czegokolwiek. Jej los był mi obojętny, a nie tego od książki oczekuję. Oczekuję tego, że będę mogła zaangażować się całą sobą w historię, losy bohaterów, współczuć im, płakać i śmiać się razem z nimi. Właśnie, humor "Artemisa" jest żartem. I to wcale nie w śmiesznym znaczeniu tego słowa. To nawet nie humor z tych idiotycznych kabaretów, to nawet nie humor gimbazy, czarny humor też nie. Po prostu tak głupi, że momentami zastanawiałam się, czy jestem tak zgryźliwą jędzą, że nie potrafię uśmiechnąć się do "zabawnej" książki.
Wybaczyłabym autorowi to, że bohaterowie są nijacy. Często muszę to wybaczać, ale robię to tylko i wyłącznie wtedy, gdy książkę ratuje tempo akcji, adrenalina, emocje. Tutaj, choć działo się wiele, to nie był odczuwalny power, napięcie, niepokój. Wielka szkoda. Po "Marsjaninie" miałam nadzieję, że tym będzie cechować się kolejna książka Weira. No nic...
Muszę jednak przyznać, że sam pomysł jest naprawdę dobry i ta wizja z pewnością się kiedyś spełni. Mam tylko nadzieję, że nie do końca. Koncepcja była naprawdę dobra, gorzej z wykonaniem. Historia mimo wszystko była mało barwna i zbyt mało ekscytująca. A przecież tego oczekuje się od takiej tematyki, mam rację? Ja oczekiwałam wypieków na twarzy, opowieści, która wbije mnie w fotel, a tak naprawdę spędziłam przy tej książce czas na porządne 3, mimo że wymieniłam więcej wad niż zalet. Ale to tylko i wyłącznie dlatego, że jestem strasznie zawiedziona, że to nie było to, czego oczekiwałam. Owszem, nie chciałam drugiego "Marsjanina", a coś świeżego, bardzo dobrego. Raz jeszcze powtórzę: pomysł - miazga, ale wykonanie pozostawia wiele do życzenia.
Reasumując, pozostaje mi mieć tylko nadzieję, że Andy Weir jeszcze zaskoczy swoich czytelników, ale tym razem dużo pozytywniej. Mam nadzieję, że grono fanów Andy'ego Weira po przeczytaniu książki "Artemis" nie zmniejszy się, bo "gość naprawdę ma łeb"! :) Wiem, że jeszcze mi pokaże, że się myliłam co do jego twórczości. Udowodni, że potrafi napisać jeszcze więcej powieści, które osiągną sukces "Marsjanina", że zostanie mistrzem swojego gatunku. Dajcie książce "Artemis" szansę - mimo wszystko warto, naprawdę. Wiem, że to dziwne, gdyż wymieniłam więcej negatywów niż pozytywów, ale serio, warto. Dla samego pomysłu.
Już kolejny raz słyszę, że ta książka niestety nie utrzymała poziomu. Trochę szkoda, ale niestety chyba odpuszczę sobie Artemis.
OdpowiedzUsuńTwórczość pana Weira przede mną, ale jakoś jeszcze nie mogę się za jego książki zabrać :) Wiem jednak, że Artemis nie jest dla mnie
OdpowiedzUsuńhttp://oddychajaca-ksiazkami.blogspot.com/2018/01/podsumowanie-stycznia-2018.html
Straszna szkoda! Ja odpuściłam sobie "Marsjanina" bo nie mogłam przebrnąć przez te naukowe terminy, obejrzałam film i potem bardzo żałowałam bo książka musiała być jeszcze lepsza. Postanowiłam więc, że następna książkę MUSZĘ przeczytać ale ja na razie to "Artemis" zbiera same negatywne opinie :(
OdpowiedzUsuńNie czytałam nic tego autora, ale jeżeli miałabym to chyba wolałabym przeczytać Marsjanina :D
OdpowiedzUsuńTwórczości tego pana nie znam, ale pomysł na fabułę wydaje się naprawdę świetny. Taki... inny. Miasteczko na Księżycu - wow! Kto nie chciałby choć na chwilę się tam znaleźć 😉
OdpowiedzUsuńBiorąc jednak pod uwagę te wszystkie minusy, będę musiała poważnie się zastanowić czy dać mu szansę...
Skoro "Marsjanin" też jeszcze przede mną, to może jednak się skuszę?
Jakoś się po recenzjach obawiam, że dla mnie wady zalety tej książki przyćmią i będzie nieudany zakup. Może w bibliotece jak znajdę, to wezmę :).
OdpowiedzUsuńNie przeczytałam jeszcze nawet Marsjanina, ale planuję to nadrobić w najbliższym czasie. :)
OdpowiedzUsuńBardzo podoba mi się ta okładka i już od jakiegoś czasu poluje na tę książkę.
OdpowiedzUsuńOkładka świetna!
OdpowiedzUsuńZdjęcie i okładka piękne, ale SF do mnie nie trafia i nawet aspekt estetyczny nie skłoniłby mnie do ich przeczytania :(
OdpowiedzUsuńCoraz częściej pojawiają się negatywne recenzje tego tytułu, więc raczej po niego nie sięgnę :)
OdpowiedzUsuń