,,Uważajcie na to, w co wierzycie".
"Strach" Jozefa Kariki przyjął się bardzo dobrze. I to żadne zaskoczenie. Wszyscy kochamy takie historie. Las Rożemberka, w którym dzieje się coś dziwnego. Nawiązanie do słynnej tragedii na Przełęczy Diatłowa, która przez tyle lat pozostaje nierozwiązana, co jeszcze bardziej wzmaga niepokój. Brak oczywistości, ostry klimat w połączeniu ze srogą zimą i zjawiskami paranormalnymi. Można wymagać czegoś więcej, by książka wciągnęła czytelnika i zawładnęła jego myślami długo po zakończeniu lektury?
Po sukcesie "Strachu" Jozef Karika dostaje dziwnego e-maila. Jego autor twierdzi, że w książce opisane są zdarzenia łudząco podobne do tych, które sam przeżył. Autor, z racji że dostawał już wiele podobnych wiadomości, podchodzi do sprawy z rezerwą. Boi się, że nadawca komunikatu jest kolejnym cwaniakiem, który chce mu sprzedać swój wspaniały pomysł na książkę, wariatem lub jest po prostu chory psychicznie. Po krótkiej wymianie internetowej korespondencji decyduje się na spotkanie z Igorem. Ten opowiada mu swoją mrożącą krew w żyłach historię...
Historia Igora rozpoczyna się niedługo po ukończeniu studiów. Młody chłopak, który snuł wielkie plany o dobrze płatnej pracy, ładnym mieszkaniu i szczęśliwym związku, bardzo szybko się rozczarował. Myślał, że dostając dyplom uniwersytecki chwycił Pana Boga za nogi. Nic z tego. Nie może znaleźć pracy w swoim fachu. Pozostaje mu zarejestrowanie się w urzędzie i przyjmowanie marnych fuch za psie pieniądze. Dzięki temu trafia do opuszczonej willi. Zadaniem jego ekipy jest wyczyszczenie budynku i przygotowanie go pod generalny remont. Igor dokonuje tam interesującego odkrycia. Znajduje sejf, którego nijak nie da się otworzyć. W końcu, po wielu próbach, osiąga sukces. Jakże wielki zawód przeżywa, gdy w środku wcale nie znajduje kosztowności czy plików banknotów. Igor jest tym bardzo zawiedziony. W myślach już tworzył plan, co kupi za znalezione pieniądze. Sejf kryje w sobie dokumentację medyczną niejakiego Waltera Fischera. Wynika z niej, że to mężczyzna, który zaginął w słowackich górach - Trybeczu,
a opuszczona willa była kiedyś szpitalem psychiatrycznym. . Fischera odnaleziono po trzech miesiącach, a jego ciało pokryte było niezidentyfikowanymi ranami. Jego zachowanie również pozostawiało wiele do życzenia. Igor odtwarza też nagrania z płyt gramofonowych. Od tego momentu Trybecz bezlitośnie wciąga go w swoje tajemnice i osobliwość. Młody bloger wyczuwa, że jego znalezisko może być cennym materiałem na bloga. Próbując rozwiązać te zagadkę odkryje swoje największe obawy, wciągnie bliską sobie osobę w wir niebezpieczeństw i boleśnie zahaczy o granicę szaleństwa...
a opuszczona willa była kiedyś szpitalem psychiatrycznym. . Fischera odnaleziono po trzech miesiącach, a jego ciało pokryte było niezidentyfikowanymi ranami. Jego zachowanie również pozostawiało wiele do życzenia. Igor odtwarza też nagrania z płyt gramofonowych. Od tego momentu Trybecz bezlitośnie wciąga go w swoje tajemnice i osobliwość. Młody bloger wyczuwa, że jego znalezisko może być cennym materiałem na bloga. Próbując rozwiązać te zagadkę odkryje swoje największe obawy, wciągnie bliską sobie osobę w wir niebezpieczeństw i boleśnie zahaczy o granicę szaleństwa...
,,(…) nie twierdzę, że to, co przeczytacie, wydarzyło się naprawdę. Nie twierdzę jednak też, że chodzi o zamierzoną konfabulację czy spowiedź szaleńca. Tak naprawdę moja opinia nie jest tu istotna. Najlepiej będzie, jeśli na podstawie lektury stworzycie sobie własne zdanie, własną perspektywę, i sami zdecydujecie, czy macie do czynienia z fikcją, czy z rzeczywistymi zdarzeniami.
Ja jako autor dokonałem jedynie zapisu i beletryzacji".
Jeżeli czytaliście "Strach" i uważacie, że to była książka petarda to... "Szczelina" jest prawdziwą bombą. To książka będąca relacją Igora (autor wykorzystał zapis z nagrań przerabiając niektóre fragmenty na potrzeby książki), co nadaje jej rzeczywistej grozy. Czy to jednak prawda? Nie wiemy i nigdy się nie dowiemy. Pozostają jedynie przypuszczenia. A może autor wymyślił tę historyjkę, by zyskać nowych fanów? A może na Słowacji naprawdę żyje sobie taki Igor, który przeżył prawdziwy koszmar i nadal musi się z nim borykać każdego dnia. A może to autor spisał historię wymyśloną przez wariata z bujną wyobraźnią?
Szczerze? Dla mnie nie jest to ani trochę ważne. Ktoś może pomyśli, że jestem naiwna, ale ja tę historię kupuję. W całości. A całość jest porażająco dobra. To jeden z najlepszych horrorów 2018 roku. Dlaczego? Bo niewiele horrorów przeżywam całą sobą. Przy niewielu książkach męczę ludzi dookoła i zadręczam ich opowieściami, zdradzam fabułę i dzielę się swoimi teoriami - niemal spiskowymi. Tak - bo tylko ja szukam pomysłów jak skłonić autora do mówienia o tym, gdy wyraźnie zaznacza, że wcale tego nie chce!
Książka od początku ma swój charakterystyczny klimat. Najpierw opuszczony budynek, później mroczne tajemnice,a na końcu srogi, mroźny chłód Trybecza. Im dalej w fabułę, tym lepiej. Akcja nabiera tempa, a wychodzące na jaw fakty są coraz bardziej zaskakujące. Bardzo ciekawy jest też główny bohater Igor. Uważam, że jego postać jest niezwykle tragiczna. Oczekiwał od życia wiele, ale mimo determinacji i pomysłów, nie był w stanie zapewnić sobie i swojej dziewczynie lepszego jutra. Jego tragizm przejawia się też w odkryciu sejfu w opuszczonej willi i wypadków, które po tym spadają na niego niczym śnieżna lawina. Chciał sensacji, followersów, odkrycia wszech czasów,
a co dostał...? Jak skończyła się jego historia? Czy znalazł w Trybeczu tę cząstkę zła? Rozwikłał zagadkę?
a co dostał...? Jak skończyła się jego historia? Czy znalazł w Trybeczu tę cząstkę zła? Rozwikłał zagadkę?
Gorąco polecam tę książkę... właściwie wszystkim. Miłośnikom górskich wędrówek
w szczególności! Wasze wyprawy w góry już nigdy nie będą takie same. Mogę Wam to zagwarantować. Fanom horrorów również. To nieco inny wymiar powieści grozy, który straszy tym, co w sumie jest najbardziej oczywiste. Udowadnia, że nie potrzeba duchów, wampirów, wilkołaków, czy innych potworów, by zmrozić krew w żyłach. "Szczelina" jest jak Blair Witch Project w książkowej wersji. Z jedną różnicą - o wiele, wiele lepsza. A szaleństwo, które ogarnia jej bohaterów... może się udzielić. UWAŻAJCIE, PROSZĘ...
w szczególności! Wasze wyprawy w góry już nigdy nie będą takie same. Mogę Wam to zagwarantować. Fanom horrorów również. To nieco inny wymiar powieści grozy, który straszy tym, co w sumie jest najbardziej oczywiste. Udowadnia, że nie potrzeba duchów, wampirów, wilkołaków, czy innych potworów, by zmrozić krew w żyłach. "Szczelina" jest jak Blair Witch Project w książkowej wersji. Z jedną różnicą - o wiele, wiele lepsza. A szaleństwo, które ogarnia jej bohaterów... może się udzielić. UWAŻAJCIE, PROSZĘ...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Pisząc komentarz wyrażasz zgodę na przetwarzanie danych.